Potwór z Well Ness Potwór z Well Ness
55
BLOG

Sowiecka propaganda a świadomość Zachodu

Potwór z Well Ness Potwór z Well Ness Polityka Obserwuj notkę 1

 W kwestii katastrofy smoleńskiej sowiecka propaganda jak zawsze świetnie wywiązała się ze swoich obowiązków. Warto przyjrzeć się informacjom podanym zagranicznej prasie w pierwszych dniach po zdarzeniu. Zastanawia informacja o szybkiej akcji ratowniczej - chociaż do dziś nikt nie potrafi określić nawet co do kwadransa momentu katastrofy.

Od razu pojawiły się sugestie, że prezydent spieszył się na transmisję telewizyjną. Największą umiejętnością propagandy jest takie przedstawienie faktów, by odbiorca przyłożył je do własnych możliwych intencji. I tak to tutaj zadziałało. Każdy zwykły śmiertelnik uzna to za sensowne wyjaśnienie, bo i on na pewno spieszyłby się na transmisję w TV. Ale przecież telewizja czekała na pasażerów tupolewa. Trudno sobie wyobrazić, że ceremonia odbywa się bez jej mistrzów a ekipa telewizyjna wraca kilkaset km do Polski, żeby relacjonować obrady spółdzielni mieszkaniowej - bo musi się trzymać planu.

Media zagraniczne zupełnie ominęły natomiast informację, że w lesie katyńskim czekało już ok. 800 osób, które docierały na miejsce pociągiem, przez niemal 20 godzin - i przed którymi była taka sama droga powrotna. Powody do pośpiechu więc na pewno były. Ale wynikające ze szlachetnych pobudek - inaczej niż to zasugerowano.

Informację, że prezydent miał w zwyczaju naciskanie na pilotów, aby lądowali w niebezpiecznych warunkach podano w zagranicznej prasie chyba nawet wcześniej aniżeli w polskiej, będącej jeszcze długo w szoku. Także to, czego już nigdy nie zdementowano: że polski pilot nie znał rosyjskiego (a dokładniej liczebników, choć był w stanie powiedzieć po rosyjsku: "Spróbuję tylko raz i jeżeli starczy mi paliwa, polecę na inne lotnisko").

W Polsce wzbudziłoby to co najmniej niedowierzanie (a ostatecznie zostało całkiem zdementowane). Bez wątpliwości przyjęły to jednak narody nieświadome niuansów słowiańskich języków.

 
Życie zagranicą potoczyło się dalej, a temat katastrofy pod Smoleńskiem zszedł już na dobre z pierwszych stron gazet. Bez względu na to, jaka jest prawda, chodziło tylko o to, kto przemyci przychylną sobie wersję zdarzeń i intencji do świadomości Zachodu. Polski rząd - tradycyjnie - nie był na to przygotowany albo nie miał takiej woli.
 
Dziś słyszymy, że śledztwo będzie długie i żmudne. Profesonalne. Ale sowiecka propaganda zawczasu zdążyła przekazać obywatelom Zachodu odpowiednie nastawienie do sytuacji:
 
Polscy populiści polecieli, by wystąpić w telewizji,
pchani ambicją lądowali mimo ostrzeżeń,
a w ogóle to nie rozmawiali z Rosjanami (nie znali języka
albo przestali się odzywać, bo znów się o coś obrazili).
 
Taka wersja ma nikłe szanse na potwierdzenie, ale to ją zapamięta zwykły śmiertelnik w Norwegii, której prasę pilnie czytałem w dniach po zdarzeniu. Tego nie zmieni już żadne dementi. Wyniki śledztw nigdy nie zajmą już takiego miejsca w prasie zagranicznej, jak bezpodstawne sugestie z pierwszych dni. Chyba że wydarzy się kolejna tragedia, przy której okazji da się znów powrócić do tematu. Tak samo, jak teraz udało się wspomnieć o mordzie katyńskim. Tylko: za jaką cenę.
 
Nie ma co radować się, że dobiegło końca kłamstwo katyńskie A.D. 1940. Jego miejsce zastąpi kolejne matactwo. Zachód nie jest ani o krok do zrozumienia sytuacji w (dawnej) sowieckiej strefie wpływów. Zrozumiałby to jedynie, gdyby sam się w niej znalazł.

Jest takie dowcipne powiedzenie o strategicznej karcie wyników: «There are two sides of the scorecard - the left side and the right side. On the left side there is nothing right and on the right side there is nothing left». Ten smutny stan rzeczy często odnosi się także do opcji politycznych. W kierunku takiej dekonstrukcji polityki i życia społecznego ma iść ten blog. Świadectwo losów społeczeństwa, które osiąga wellness jedynie żyjąc w świecie jak z Orwella.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka